zdjęcie

zdjęcie Mila

zdjęcie Isaac Sibecas

zdjęcie Isaac Sibecas

zdjęcie Mila

wiersze luzem

Piosenka szpitalna

Gdybym mógł to wszystko sobie wyobrazić.
Panie w białych kitlach unoszące się nad ziemią.
Nie. To wszystko dawno już za nami.
Szklane światło trzaskające pod stopami.

Gdybym mógł to wszystko sobie wyobrazić.
Kolorowe słonie szeptające mi do ucha.
Nie. To wszystko dawno już za nami.
Gorejące krzewy, kostnice przed szpitalami.

Gdybym mógł to wszystko sobie wyobrazić.
Sala wokół pachnie, manna pada z nieba.
Nie. To wszystko dawno już za nami.
Cały jestem w sudokremie z truskawkami.

Gdybym mógł to wszystko sobie wyobrazić.
Korytarze pełne słońca, na huśtawkach dzieci.
Nie. To wszystko dawno już za nami.
Połamane hulajnogi, rozerwane rany.

Pochłaniają tableteczki na dni słone i te gorzkie.
Rozłupane kręgosłupy sprzedawczyków i klakierów.
Piramidy łózek, na nich stosy zapomnianych krewnych.
Oddalamy się od siebie w szczęściu, zdrowiu i na przekór.


Ogród

Nie mogę wyjść poza rezerwat swojego lęku.
Nie przetrwałbym za progiem martwego miasta,
tonąc w każdej kropli wyplutego jadu.

W prywatnym ogrodzie własnej paranoi jestem
spokojny. Oswojony z ciszą żywą i umarłą, sam
mogę określać bezpieczne dla mnie dźwięki.

Wybrałem już drzewo pod którym zasnę.
Zanurzam dłoń w mokrej ziemi, która
wciąga mnie z powrotem do swojego łona.


***

odetchnij
masz tylko chwilę
pozwoliłem sobie
na nią

zaciska się powoli
ta pętla
abstrakcji

latem, zimą
wieczorem i nad ranem
głód

pętla
abstrakcji
zaciska się
powoli


*** o ostateczności albo opowieść wigilijna

Ktoś jęczy za ścianą jakby chciał uciec z tego domu,
miasta i w ogóle. I wpaść do innego miasta, domu,
za ścianę. Psy bowiem czasami biją swoich Panów.

Ostateczność rzeczy i sytuacji przelatuje obok mnie.
Pozostajemy na siebie bez wpływu. Płyniemy równolegle,
ale osobno. Całkowicie nieświadomi miejsca i momentu.

Mój kot zaczyna dzień liżąc mnie po stopie jak pies,
a ja już na początku wigilii jestem skończony
w paru knajpach, w jednej znajomości i w oczach.

Ostatecznie jednak przeżyłem, chociaż leżę martwy,
na starcie do kolejnej kompromitacji. Jak niemądry
uczeń, zakleszczyłem się w permanentnej konfrontacji.

Wstydzę się ostatniej myśli, bez której nie mogę wstać.
Koniec nie będzie ostateczny, nawet jeśli
popracuję nad nim tak, jakby taki miał właśnie być.


organ / dom dla W.

ostre światło nie zrobi mi dzisiaj krzywdy
szukam wzrokiem dawno rozstrzelane gołębię
gapię się nieludzko w przeciągu pod wiatr

rozpostarty pomiędzy kamienicami organ
uskrzydlony, dusi się pod własnym ciężarem
tyle wiem, tyle pamiętam z rysunku

soczysty jak napoczęty owoc doczesnej myśli
robaczywy jak miasto, na którym wyrósł
jak wrzód. Pasożyt niedoskonałych poetów,
niskonakładowych żalów i wydań w kratkę

poszarpany

organ jadalny jak matka
jak wątroba miasta i odbyt sumienia,
nieistniejące serce poety
przeklętego, przenośnego,
martwego

pełen krwi nie tylko mojej zmieszanej ze spermą
podłączony do krwiobiegu miasta
miasta bycia lub śmierci


Brudna ściana

Dochodzę nagle do ściany,
której skóra pachnie
Strachem. Ma zamknięte oczy
ale oddycha chociaż nie powinno
jej tutaj w ogóle być.

Opieramy się. Skutecznie.
Ja o nią, ona wbija się w moje dłonie
próbując przewrócić.

Chora wyobraźnia rodzi przeszkody,
a teraz słyszę jak łapczywie przełyka
powietrze całą swoją niewygładzoną
pod powierzchnią naturą.

Nie potrafię jej obejść.
Mogę się jedynie przez nią przebić
Na siłę.


zdrętwiały język

Na wszystkich tych lekcjach języków obcych
przez lata kreatywnie marnowanych,
fantazjowałem o półnagich nauczycielkach,
prowadzących inne zajęcia w sali obok.

W moim pierwszym języku obcym nie rozumiem pytań.
Nie mogę więc na nie odpowiadać. Zgaduję jedynie,
że dotyczą mojego wczorajszego zachowania.
Bez słowa zaszliśmy naprawdę bardzo daleko.

W moim drugim języku obcym świetnie się pije,
chlasta becherovku jedna za drugą jak spadające
gwiazdy więc znowu nie trzeba za dużo mówić.
Wystarczy mieć trochę kasy i udawać chętnego.

W moim rdzennym, najbardziej mi obcym języku,
nie potrafię powiedzieć już nic czego jutro
mógłbym się wstydzić. Morda w kubeł, pijemy,
nie powiesz mi chyba, że nie damy rady.