zdjęcie

zdjęcie Mila

zdjęcie Isaac Sibecas

zdjęcie Isaac Sibecas

zdjęcie Mila

Laboratorium

rok: 2009
wydawca: Wydawnictwo Kwartalnika Kulturalnego OPCJE
ISBN: 978-83-921851-6-1

co pamiętam

niewiele poza tym
co pozorne
kolor lustra
odbitego w oku


laboratorium

włosy odrastają szybciej
od południowej strony głowy
staram się o tym nie myśleć

zwykły dzień kiedy strzelimy sobie palcami
jest dłuższy od typowego czwartku
ukrytego w rogu pokoju
na końcu korytarza

irytujące charczenie kosiarki
potęguje uczucie głodu minuty
leniwie krążą wokół tarczy
zegara nie mogąc wyrwać się
z tej pętli gorącego popołudnia

cień okna rozciągnięty na ścianie
skłania się powoli do wyjścia
wskazując koniec udręki zegar
nie pozostawia jednak złudzeń


bloki

Dzielimy na niepewną spółkę
ten budynek. Wnosimy do niego
odciski palców i meble.

Polujemy na wolną przestrzeń,
ukryci w swoich malutkich zasadzkach
za drzwiami.


o Blokach, skarpetkach i pisaniu

Rozpisany na piętra i metry kwadratowe,
wystawiam skarpetki za okno z widokiem.

Odkładam kolejne warstwy naskórka
na dzwonkach i klamkach. Zapycham
skrzynki na listy tonami krótkich spojrzeń.

Poranek na północ to nie to samo, co poranek
na południe, no i nie każdemu dany, a kwiaty
pomimo to trzeba jakoś rozsadzać i podlewać.
W pisaniu to nie przeszkadza.


o Wieczorach w małych śląskich miasteczkach

Dublujemy swoje ślady, spacerując wąskimi parapetami ulic.
Na tej wysokości powietrze ma słodki, landrynkowy smak.

Innym razem zamaskowani pod skórą policzka,
kradniemy chłodny oddech
marmurowych przystanków.

To też na sen,
ale bardziej.


o Przemijaniu

Wdycham powietrze, które dzisiaj
zatykało dziurę ozonową i płuca
sąsiada z beznadziejnym rakiem.

Kilka razy zaciągam się nim,
wypełniając płuca po brzegi.
Wypluwam na szyby.


o Brazek

Południe. Stoję bez cienia
wątpliwości. Wokół topnieje
kwadratura podwórka.


o Wypełnianiu 3D

Pocieram policzkiem o szorstką ścianę,
przyciskając biodra do zimnego muru.
Kilkanaście centymetrów dalej
mój napęczniały brzuch wulgarnie
wypycha puste powietrze.

Zajmuję nie więcej miejsca niż monitor
albo otwarte pudełko po kawie.
Ja i mój żołądek, wypełniony kolacją
niczym pluszowy miś.

Te słowa mieszczą się w pewnych
granicach słyszalności. Ja cały
świetnie mieszczę się w sobie.


o Logicznym przebiegu

Od rana można odnieść niepokojące wrażenie,
że wszystkie samoloty prędzej czy później
spadną na przypadkowy budynek.

Rozkład funkcji rzeczy w moim pokoju
stanowi dzisiaj strukturę logiczną i przemyślaną.
Wychodzę więc do niepewnej kuchni w nadziei, że tam
oczywiste przypadki nie będą miały miejsca.


o Nas (fol)

Łagodne przejścia. Wody w parę, wiosny
w zimę. Zaczynam dokładnie od miejsca,
w którym wczoraj przerwałem. Wmawiam
to sobie, żeby nie stracić równowagi.

Podczas mojej nieobecności
przesuwają się wskazówki. Zachody
zmieniają się na wschody, linie
okrężne w linie nocne, ja w ciebie,
ty odchodzisz.


o Przechodzeniu na drugą stronę

Odkrywam na skórze nowe rysy.
Drobne zadrapania pod powierzchnią.
Pozostałość po nieukończonym w porę ruchu.

Światło stopniowo traci inicjatywę,
ustępując pod naporem mrużonych powiek.
Rzędy krzeseł przybierają nocne odcienie.

Odkładam przeterminowaną gazetę
na stos nieistotnych wydarzeń.
Napinam mięśnie płuc,
zbierając w jednym oddechu
całe przetrawione powietrze.
Bilans strat i zysków oscyluje
wokół kłopotliwego remisu.

Zostało już tylko kilka godzin,
jutro od nowa będziemy
przewracać dzień na drugą stronę.


o Formie

Podczas spaceru koryguję
ustalone zaledwie na moment
wzajemne położenie osób i światła.
Jak na przemalowanym obrazie,
dorysowana postać przechodzi z psem
na druga stronę rzeki.

Teoretycznie przemieszczam się
z miejsca mniej konkretnego w bardziej
oczywiste i odwrotnie. Tylko jak to udowodnić?
Czekam na konfrontację tego, co jest,
z tym, co chciałbym, ażeby mnie spotkało
i ewentualnie nie dało żadnego wyboru.

Na miejscu sklepu mięsnego
sprzed kilku lat wybudowano bank.
Stoję w kolejce do bankomatu, wpatrzony
w jego czarny otwór. Czekam na kiełbasę.


o Pomyłkach

Przyszedłem wcześniej i
spóźniłem się na miejsce,
z którego odszedłem.


przywiązanie

Spacer do monopolowego jest trochę jak modlitwa
na placu pewnego świętego, małej przestrzeni
utopionej w słonecznym koktajlowym kacu.

Zmęczeni upałem ludzie nie odchodzą daleko.
Przywiązani do ławki pilnują własnych cieni,
domów, cieni dzieci.

W upalne południe dzieci i domy
schowane pod stopami czekają
na kolejny śląski podwieczorek.


***

Wchodząc do lasu, nie wiem, co jest
na końcu tej wąskiej ścieżki, która
niebezpiecznie wciąga coraz głębiej.

Zgubić się to niezupełnie to samo, co być
szukanym. Żeby się zgubić niepostrzeżenie,
trzeba kogoś oszukać. Żeby zgubić się ostatecznie,
trzeba oszukać samego siebie. Zamknąć oczy,
pomyśleć o czymś przyjemnym.


kasowanie

Mam nadzieję, że mieszkanie jest puste, gdy się budzę.
Można wtedy pod każdą ścianą pozostać niezauważonym.

Pościel i sny z dnia na dzień coraz bardziej
pogniecione. O tej porze mam już za sobą
wszystkie etapy wczesnego poranka.

Leżę spocony z dłonią pomiędzy udami.
Zresetowałem swoje pragnienia. Teraz
mogę je od początku gromadzić jak nowe.


konfrontacja

Podczas jednego z owych szybkich obrotów
wokół co najmniej dwóch osi jednocześnie
zobaczyłem kobietę, którą miałem spotkać wczoraj.

Wczoraj skojarzenia były przystosowane.
Odpowiadały możliwym do przewidzenia
fotonom emocji.

Teraz jestem nagi ze swoim
w połowie przepuszczalnym uchem,
wyschniętymi ustami.

Opuściłem celowo kilka słów,
które były na wczoraj.
Dzisiaj byłyby zmieszane
z nieświeżym oddechem.


***

Od rana pod klatkami grupki chłopaków.
Piwo,
udekorowane kwiatami samochody.
Sobota,
święty dzień kiboli i nowożeńców.

Wpatrzeni w siebie, czują się nieswojo i obco.
Na parkingu białe welony,
obok pod sklepem tłuste ekspedientki
i przygarbieni dwudziestoletni.

Patrzą spode łba na przejeżdżające merole,
zasłaniając ręką południowe słońce.
Ciepło, sucho, bezwietrznie,
pot na rękach i plecach.

Takie śląskie Alcatraz.


***

Jedno spięcie i przez kilka lat
błędnym sposobem gromadzone
informacje przepadają.

Tak to wygląda w pierwszym momencie.
Po chwili okazuje się jednak,
że nadal trzymam rękę na pulsie.
Serce bije pewnie: 0 1 0 1 0 1 0 1.


***

Odszedłem trochę od tematu, który sam sobie narzuciłem.
Nie kontroluję następujących po sobie skojarzeń.
Nie mam wpływu na kolor staników kobiet,
z którymi popijam wilgotne pięćdziesiątki.
Nie miałem nawet wpływu na zakup
tej miłej butelczyny.

W tym przypadku, przypadek jest spełnieniem
oczekiwań — choć jeszcze nie jest to ucieleśnienie.
Ciało wciąż jest bowiem oczekiwanym przypadkiem.


***

Ręka pęcznieje po użądleniu osy.
Ból nie podlega dowolnej interpretacji.
Trudno go zignorować i przypisać złudzeniu.

To, co nieprzyjemne, wyznacza teraz
ramy postrzegania w moim otoczeniu.
Rana jest bardziej czytelna niż uśmiech.

W powietrzu ciepły jeszcze oddech
przechodzącej niedawno kobiety.
Ręka przestaje boleć. Nierealnie.


***

Z małych miasteczek uciekam,
z dużych się ewakuuję.


***

Jutro nadal będę poszukiwał tego,
czego nie zdążyłem znaleźć dzisiaj.
Butów na zimę,
waniliowego smaku lodów,
szpaków,

śmierci jak Waldek,
miejsca jak Renia,
pewności jak Olka.


nowy rok

Biały dalmatyńczyk na świeżym śniegu jest
trochę jak wspomnienie o tobie za kilka lat.

Umówmy się, że przemijamy.
Umówmy się, bo przemijamy.
Wpadamy,
wypadamy.
Tykamy
równo.


***

już po
parapetówce
po obronie
po wszystkim. Teraz
po schodach
w dół po
wódkę
po-
rozmawiaj z nią
rozmawiaj ze mną
po-
woli


ostry dzień wiosny

Wiosna mnie dopadła jak suka umęczonego psa
i o mało nie wykoleiła swoją natarczywą beztroską.

Łatwo można wypaść z krwioobiegu.
Powoli, ale wracam do klawiatury,
bezpiecznego obłędu.


dzieciństwo

Niebo liże mój mózg,
jak lody śmietankowe
z bakaliami.


***

Moja pierwsza jesień.
Mijam się jak na razie z samotnością.
Wiem jednak, że nie odpuści łatwo. Ukrywa się
za kioskiem z kwiatami i piwem na stacji Florenc.

Starsza kobieta w Pilzence z ustami
pomalowanymi ostrą czerwoną szminką.
„Hanko, jestem taka samotna”.

Przyjdzie, ja to wiem, ale
mam dla niej odpowiedź.


***

Ceny ropy, o zgrozo, znowu osiągnęły rekordowy poziom.
Dobrze, że samoloty są na wiatr.


***

Rano myłem zęby,
licząc piksele na szkle.

Od miesiąca nie znalazłem
błędu w tym obrazie.

Ubrałem się i wybiegłem
szukać analogowego
rozkładu jazdy.


okno Hrabala

w oknie na Bulovce przegląda się Praga
absurd europy, ptaki niedokarmione

unoszę się tramwajami jak Sindbad
nad miastem tysiąca nieprzespanych nocy

znowu nie odebrałem reszty w kasie
i pojechałem metrem w złą stronę

po dwóch miesiącach odbijania się
od szyb wchodzę przez nie do środka


ewiersz

Ta jedna kropla potu spływająca po nagich plecach
jak po gładkiej powierzchni szklanego kieliszka
jest jedyną czystą kroplą w piekle, które sobie urządzamy.

Pachniesz luksusową. Pory twojej skóry wydzielają
kwaśny smak. Zlizuję bezczelnie, zanim barman
zamknie ten bar, zdążymy się urżnąć.

Delikatnym ruchem zgiętego palca wskazującego
wyciskam z ciebie ostatnią kroplę zniecierpliwienia.
Pragnienie jest już bardziej bólem, my jesteśmy
już raczej wrogami, a podniecenie napiętą
żyłką na skroni, bliską zerwania.


odczyt z odbytu

00022,959 metrów
sześciennych

Zmierzyłem sobie u Murphy’ego
płynący pod stołami czas:
15 sekund na setkę.
Wystartowałem ostatni, ale
znowu wyszedłem pierwszy.

338 kroków z przystanku
do drzwi. Idealnie,
aby prawą nogą nadepnąć na
mój próg, wejść do mojego
mieszkania i usiąść
na moim prywatnym
do 12 kwietnia sedesie.


language

la cubana, la casa
la love, la you, lala
ten język chętnie
włożyłbym w
kogoś innego


***

Telefony komórkowe zsuwają się powoli pod stoły.
Musisz się schylać na każdym kroku,
w moim kroku, w twoim kroku,
po kartę, taryfę lub okazję.


pepsi

Pasują do siebie
jak nigdy przedtem.
Lepiej niż wczoraj,
a tym bardziej jutro,

gdy będziemy musieli
spojrzeć w nasze trzeźwe oczy
i skłamać: nigdy więcej.


to szkiełko

Nie pomogą nam ani twoje szkło
powiększające, ani tym bardziej
twoje chore oczy.

Gdy już tylko jedna stacja
nas dzieli od celu, od siebie,
zaczynamy zakładać, że to
niemożliwe, że dotrzemy
na miejsce, zanim
nie sprzątniemy kogoś
innego
sprzed nosa.


***

Podkradamy się do siebie ze wszystkich stron.
Podcinamy żyłki, aby zaraz powiązać je w supełki.
Suchy zgrzyt twardego piasku pomiędzy zębami.

To taki długi zakręt. Wyrzuca nas na łuku.
Ciężkie powietrze przyciska głowę do kolan.
Trudno wyjść na prostą, która do niedawna
była dla nas jakby zbyt długa.


***

U murphy’ego jestem dzisiaj 5B.
Żaden system nie pozwala mi przewidzieć,
jaki symbol otrzymam jutro, pojutrze
i w każdy kolejny dzień powrotu
do mieszkania na Norskiej, do którego
mam coraz dalej, jakby miasto było
pompowane na gumowym baloniku,
a mnie ktoś zmniejszał strugając
jak drewnianą szachową figurę.

Tramwaj 23 wybiera objazd.
Barman wybiera niskie blondynki.
Ja daję się wciągnąć w rozmowę
jak cytryna w tequilę.


***

od kiedy zabrakło światła w łazience
widzę swoje nagie ciało tylko palcami

dotyka mnie moja obca ręka. Pijana
tak jak ja. Wkłada mi palec do ust.

Pociąga, strzela.


zły sen

rzucam się na drzwi o trzeciej
po korony, po stówkę, po nóż.

On stoi i czeka. Stuka równomiernie
kluczami, ogłuszając zmęczone ciało.

Zanoszę go pod jego drzwi
i układam do snu w dziecięcym wózku.

Nie obudzi się do rana,
potem zniknie.


***

Nasze kąty widzenia sumują się.
Nie odbiegając daleko,
dostrzegamy przyszłość.

Teraz musimy tylko biec
szybko,
zaślepieni.


podejście

Sączymy się grubymi kroplami,
jak gęsty sok ze świeżych pomidorów.
Powoli.

Wspinamy pod górę zmęczeni
ale systematyczni jak wierni
na kolanach do świętego obrazu.

Bliskie oddechy współpodróżnych
nie pozwalają bezpiecznie
zamknąć oczu i odpocząć.

Autobus źle konserwuje
surowe mięso. Zaczyna być
nie komfortowo.


podróż

Warkocz światła splecionego z cieniem
wpada przez szybę pociągu i biegnie
z rąk do rąk, z ust do ust.

Ułożeni w hibernetycznej pozycji,
decydujemy się na przystanki w ostatnim momencie.
Wybierając pomiędzy obiecującą okolicą,
a kosztami pobytu w miejscowym barze.


*** (fol)

Ubieramy w kolorowe ubrania nasze lalki.
Zabieramy na spacer pajacyki. Bijemy je
później po żebrach i urywamy głowy.

Malujemy na niebiesko zwiędłe kwiaty
i wręczamy sobie latawce, które szybują,
daleko poza granicą naszego horyzontu.


preludium moll (fol)

odłożyłem książkę, która teraz stygnie
na półce jak pod niebem sufitu dym

wieczór blednie i tonie
w pękniętym kubku kawy

następna sytuacja nabiera powoli pewności
i wypełnia niezamieszkałą przestrzeń
mojego pokoju


kiedy autobusy są już na końcu

Zawiało czarnym pyłem prosto w oczy.
Zlewa się delikatna siateczka obiektów.
Na wyciągnięcie ręki,

Przestrzeń do wczoraj spięta z niebem
szpalerem olbrzymich konarów,
teraz przestrzelona bezradnie
sterczącymi kikutami próbuje
odzyskać utraconą pozycję.


o Nietypowych liniach (ance k.)

Pulsujące pod skronią sufitu żyłki,
łączą rozmieszczone w Omamie punkty.
Pajęczyna przypadkowych zależności
wiąże palce, powieki i czynniki obce.

Rozmowa na pół sensy i niedopowiedzenia
może mieć nieograniczone konsekwencje.
Trudno będzie je potem opanować. Tak jak
ciężko znaleźć bezpieczne wyjście z tej sytuacji.

Powiew, który spłynął z obrotowego wiatraka,
ściągnął do siebie pozornie odległe końce,
powodując drgania na nietypowych liniach.

Drzwi wpuszczają kolejnego przechodnia,
powieki wykonują bezpieczny manewr.
Jesteśmy już o jeden krok od tego miejsca.